Kapitan Jermakow: Należy przełamać paradygmat niemocy polskich firm i polskich kadr

Czy narodowy plan budowy morskich farm wiatrowych traci wiatr w żaglach? Nad tym zastanawiają się podmioty i specjaliści, którzy oczekują zleceń i pracy w branży offshore wind w naszym kraju. Zastanawiają się też obywatele, którzy czekają na czystą i tanią energię. Zapewniam, że nadal jest szansa na mądre i odpowiedzialne wykorzystanie projektu. Skorzystajmy z niego! – pisze Piotr Jermakow, szef Jermak Offshore Marine Services

Obietnice rządzących 

Kilka lat temu rządzący ogłosili wielki, narodowy projekt budowy morskich farm wiatrowych na Morzu Bałtyckim. Obiecywali obniżki ceny energii elektrycznej, która jest dostarczana do naszych domów i dla naszego przemysłu. Według obietnic mieliśmy szybko uniezależnić się od rosyjskiego węgla i rosyjskiego gazu. Mieliśmy również dogonić (a nawet wyprzedzić) Niemcy, które do tej pory korzystały z przewagi gospodarczej, dzięki dostawom taniego gazu z Rosji. Mieliśmy budować potęgę, korzystając z polskiego wiatru od morza i na tym tworzyć siłę naszej gospodarki. Polskie firmy miały brać udział w tym wielkim narodowym projekcie. Według obietnic mieliśmy stać się potęgą w morskim przemyśle wiatrowym. Polskie stocznie miały budować polskie statki instalujące wiatraki na morzu dla polskich firm.  Polskie huty miały walcować stal na podstawy wiatraków. Polskie kopalnie miały wydobywać miedź na kable, które miały spiąć system w jedną prężną całość, podłączoną do krajowej sieci energetycznej. Mniejsze i większe polskie firmy miały brać aktywny udział w procesie budowy MFW od fazy projektowej aż do realizacji i późniejszej ich obsługi. Obywatele mieli płacić niższe rachunki za prąd i ogrzewanie. Rządzący liczyli, jak ogromna ilość nowych miejsc pracy powstanie w tym naszym nowym, narodowym przemyśle. Nie brakło nawet głosów szacujących poziom wzrostu zamożności całego społeczeństwa ogółem. Wszystko dzięki pracy na morzu i taniej energii w gniazdkach.

Mrzonki czy szansa?

Od deklaracji rządzących minęło kilka lat i okazuje się, że realizacja wielkich planów grzęźnie. Zasadne zatem jest pytanie, czy ta wizja to tylko mrzonki? A może jednak jest to niewykorzystana szansa? Moim zdaniem wszystkie plany rozwoju morskich farm wiatrowych mają głęboki sens. Trzeba tylko wykorzystać możliwości, które mamy we własnych rękach.

Niestety, mimo wielu deklaracji o wielkim udziale polskich firm w programie rozwoju MFW, tak naprawdę udział ten jest mocno ograniczony już u samej podstawy jego realizacji. „Czampioni naszego przemysłu”, jak mawiają przedstawiciele rządu, którzy podjęli się realizacji inwestycji, już na starcie oddali stery w obce ręce. Powołano spółki z tzw. kapitałem obcym, np. PGE Baltica i Baltic Power. Obce firmy decydują o tym, komu zlecą konkretne zamówienia na poszczególne etapy projektu, czyli w efekcie do kogo pójdą nasze pieniądze. Nasze pieniądze, bowiem kapitał tych spółek pochodzi z państwowych firm. Nie rozważam tutaj w żadnym wypadku polityki firmy Polenergia, bo ta akurat oparta jest na zdrowych podstawach prywatnego biznesu i ma się znakomicie. Ale partnerzy Orlenu i PGE pomijają polskie firmy w tym procesie. Mają swoich duńskich i norweskich podwykonawców. Dlaczego? Powodem najczęściej wymienianym jest “słaba jakość” polskich firm i ich kadr zarządzających. Mieliśmy się uczyć i budować przemysl energetyki offshore. W ten jednak sposób nikt niczego się nie nauczy.

Mamy w Polsce dobrych specjalistów

Sam jestem specjalistą od zarządzania operacjami morskimi w branży offshore. Od prawie 30 lat skutecznie konkuruję na rynkach całego świata z anglosasami czy skandynawami. Firmy z Japonii, Chin, Brazylii, USA obdarzały mnie swoim zaufaniem, powierzając mi bardzo odpowiedzialne stanowiska. Takich ludzi jest w naszym kraju więcej. I są tu też tacy, którzy podjęliby się wyzwania pracy dla polskiego przemysłu offshore w Polsce.

Prawdopodobnie inaczej pokierowalibyśmy realizacją całego planu. Na pewno zatrudnilibyśmy doświadczonych Skandynawów czy Anglosasów. Ale na określonych przez nas zasadach.  Na pewno zlecalibyśmy podwykonawstwo polskim firmom pod nadzorem ekspertów. W ten sposób polskie firmy zdobywałyby niezbędną wiedzę i doświadczenie, jednocześnie powiększając własny kapitał. Dzięki temu na prawdę budowalibyśmy polski przemysł energetyki odnawialnej na morzu.

Jest to możliwe. Plan jest możliwy do zrealizowania. Nadal możemy odwrócić (obrazowo mówiąc) losy tego meczu. Pierwszą połowę niestety oddaliśmy walkowerem. Aby naprawdę wygrać nasz narodowy interes trzeba mądrze i ostro zagrać w drugiej połowie. 

Jak to zrobić?

Recepta jest prosta. Należy przełamać paradygmat o niemocy polskich firm i polskich kadr zarządzających. Z poziomu wykonawców musimy wejść na poziom zleceniodawców. Do tego oczywiście potrzebni są ludzie. Najpierw ci, którzy będą chcieli ten niekorzystny dla nas paradygmat przełamać m.in. na poziomie rzadowym. W dalszej kolejności powinniśmy zaoferować polskim ekspertom z branży konsultacje w tym zakresie. Należy zastanowić się nad tym, co mają do zaoferowania.

Niech przykładem dla nas będą ludzie, którzy kiedyś polskimi rękami budowali Gdynię. Zbudowaliśmy duży pasażersko-handlowy i wojenny port morski, zbudowaliśmy całe miasto z najnowocześniejszą w ówczesnej Europie infrastrukturą. Byliśmy o wiele biedniejsi niż teraz, mieliśmy słabsze kadry techniczne i zarządzające. Ale chcieliśmy to zrobić własnymi rękami. Gdynia do dzisiaj jest wzorem nowoczesnego miasta portowego. Skoro wtedy daliśmy radę, to teraz też damy radę postawić na morzu te wiatraki.

Nie musimy prosić o to sąsiadów. Muszę przyznać, że nasza narodowa niemoc w tym temacie bardzo mnie zawstydza.

Treść artykułu stanowi opinie i poglądy wyłącznie ich autora

Strona główna » Kapitan Jermakow: Należy przełamać paradygmat niemocy polskich firm i polskich kadr